Szanowni Państwo,
Co prawda oficjalnie się pożegnałem i miałem nic już nie napisać, ale przeglądając na pożegnanie aktywne dyskusje wpadłem na blog kolejnego fizyka katolika i ku mojemu ogromnemu rozbawieniu okazało się, że ów fizyk pisze jeszcze większe dyrdymały niż ten poprzedni, któremu poświęciłem notkę bez numeru. W tej sytuacji nie mogłem sobie odmówić popełnienia jeszcze jednego wpisu o PiS-ie i okolicach. Tym razem jednak rzecz dotyczy kwestii bardziej przyziemnych, niż wiara w Boga Ojca, Syna i w Ducha Świętego, bo trenscendencja transcendencją, ale ktoś musi przecież Smoleńsk wyjaśnić, również na gruncie naukowym.
Profesor Broda odważnie zmierzył się z tematem, nawiązując w swoim wpisie do wywiadu, jakiego udzielił środkom masowego przekazu prof. Kleiber, przewodniczący PAN. Tak się składa, że oglądałem ten wywiad i odniosłem podobne wrażenie jak pan prof. Broda, w kwestii pewnego "lawiranctwa" prof. Kleibera, choć z mojego punktu widzenia jako naukowiec był zbyt pobłażliwy dla pseudonaukowców spod znaku pękających parówek i cienkościennych puszek od piwa, służących jako dowody w sprawie.
Jednak nie o tym chciałem, a o pewnym fragmencie wpisu pana Brody, poświęconym tej części wystąpienia prof. Kleibera, w której unikał on (wedle profesora Brody) bardzo ważnej konkluzji.
Oto ten fragment, kursywą:
Nie wiem dlaczego unika dzisiaj przywołania choćby tej jednej konkluzji, że element zderzenia z brzozą nie może być prawdziwy, skoro nikt nie przedstawił innych symulacji, a prof. Binienda wielowariantowo rozszerzył swoje obliczenia wykluczając oderwanie skrzydła. Prof. Kleiber zna potencjał takich symulacji i wie, że oficjalnie przyjęty scenariusz jest nieprawdziwy, mimo to oskarża „obie strony”, że nie chcą dojść prawdy i wykorzystują sprawę politycznie.
Powtórzę jeszcze raz, bo warto: "element zderzenia z brzozą nie może być prawdziwy, skoro nikt nie przedstawił innych symulacji".
Przyznam się Państwu, że smakuję to zdanie jak jakąś truflę, czy inny kawior astrachański i delektuję się jego niemal "fizycznym" pięknem już drugi dzień i przestać nie mogę :))
No jasne jak słońce i po profesorsku wyjaśnione, że element nie może być prawdziwy :))
Gdyby jednak znalazł się jakiś czytelnik, który mimo profesorskiej swady i daru przekonywania nie do końca rozumie tę konkluzję, postaram się wyjaśnić to własnymi słowami:
Otóż Inaczej mówiąc, nie może być prawdą, że samolot został uszkodzony w zderzeniu z brzozą z tragicznego tego faktu konsekwencjami, gdyż nikt oprócz profesora Biniendy nie wykazał, że to jest niemozliwe.
To jest tak piękne i naukowe stwierdzenie, że wcale bym się nie zdziwił, gdyby profesor Broda został zgłoszony do Nobla, Z tym, że oczywiście do tego tego drugiego, dla idiotów. Niekoniecznie w dziedzinie fizyki, ale np. logiki, z którą panu profesorowi wybitnie pod drodze, choć pod górkę.
Poszperałem sobie trochę w sieci w poszukiwaniu informacji o panu profesorze i okazuje się, że pracował za komuny w Dubnej, czyli tam, gdzie wszyscy zatrudnieni musieli być na usługach KGB, co udowodniono w związku z aferą związaną z rodziną pana Petru. Jakby tego było mało, występuje podobno w TV Trwam i nie przepada za Żydami.
Nie wiem, czy to cokolwiek wyjaśnia w kwestii związków fizyki z katolicyzmem, bo może po prostu pan Broda został kiedyś napromieniowany i do dziś odczuwa skutki radiacji. Koniecznie muszę skonsultować problem z moim znajomym fizykiem, specjalistą od neutrin, które podobno wszystko przenikają, a więc również profesora Brodę i być może akurat jemu nie wychodzi to na zdrowie.
Swoją drogą dziwię się, że pan profesor nie bierze udziału w pracach nowej komisji, gdzie mógłby np. przedstawić teorię małego wybuchu jądrowego na pokładzie, a nawet dwóch, bo przecież każdy zamachowiec mężczyzna ma dwa jądra, niezależnie od stopnia oszołomienia i godności osobistej.
Tak czy owak uśmiałem się jak norka, a może nawet jak bóbr :))
W związku z powyższym gotów jestem poświęcić jeszcze jedną notkę kolejnemu "salonowemu" fizykowi, jeśli ktoś mi takiego naukowca wskaże palcem.
Oczywiście ku chwale ojczyzny i nauki polskiej.
D.K.
Komentarze